Kastracja kozła.
Jakieś bzdury piszecie z tym przybieraniem na wadze. Mój mąż hodował opasy płci męskiej na mięso w czasach PRL. Wyobraźcie sobie w oborze 6-8 niekastrowanych buhajów! Nie weszłabym w życiu. A oprócz nich stały krowy, które trzeba było doić.
Gdyby kastracja była "szkodliwa" ze względów ekonomicznych, to by pewnie nie kastrowano. W PRL była tzw klasyfikacja bydła rzeźnego. Wykwalifikowany klasyfikator potrafił ocenić, czy to mięso, czy łój. A prosięta czemu się kastruje parę dni po urodzeniu? Przecież też kiedyś bardziej się opłacało sprzedać świnię mięsną niż mięsno-słoninową. (Teraz nikt tego nie ocenia, wszystko idzie do jednego gara, czyt -jedenej kiełbasy mięsno-słoninowej)


  PRZEJDŹ NA FORUM