Poród u kozy
Występowanie problemów w trakcie porodu, porady
U nas w poniedziałek czwarty-tegoroczny wykot.
Niestety tragiczny.Nie chciałam pisać o nim,bo nie chcę,żeby osoby,które czekają na wykoty przeżywały dodatkowy stres.Jednak jak już zaczęłam to opiszę.Ostrzegam tylko,że kto ma "miękkie serce",lepiej nie czytać.
Ja do dziś,a minęło kilka dni nie mogę dojść do siebie po tym feralnym wykocie.Niestety moje "nerwy" zostały bardzo nadszarpnięte.Mimo,że przeżyłam kilkadziesiąt wykotów w swoim życiu,ten pozostanie niestety na zawsze w mojej pamięci.
Koza pierwiastka,160 dzień ciąży.Czułam,że coś może być nie tak,bo żadna z moich kóz tak długo "nie przenosiła"do ostatniej chwili.Rano jeszcze dzwoniłam do weta(kilka dni wcześniej był,bo wezwałam go na "obserwację"tej kozy).Pojawiły się skurcze,brak rozwarcia,brak śluzu,wymię już "od dawna napakowane".
Nerwy i znowu tel do weta.Śluz pojawił się,praktycznie w tym samym czasie rozwarcie i zaraz pęcherz.
Muszę dodać,że koza ta nie należy do zbyt "przytulaśnych",a zaczęła tulić się do mnie godz przed całą "akcją".Gdy tylko wyszłam z obórki,nawoływała mnie.Czułam,że będzie potrzebna pomoc.Przygotowane było już wszystko do "odebrania porodu".
Po pojawieniu się pęcherza koza mocno parła.Pęcherz wychodził powoli.WIdać było nóżki koźlaka.Koźlak w pęcherzu zaklinował się "głową".Koza parła,ale dalej nie wychodziło.Podjęłam decyzję o przebiciu pęcherza,bo koza widziałam,że męczy się tą sytuacją,że "nic się nie posuwa do przodu".Pęcherz przebity,sprawdzanie "gdzie się zaklinowało".Koza prze,ja wyciągam.Z dużym trudem udało mi się wyciągnąć koźlaka.
Dość duży był.Żywy.Koza wylizuje.No,ale ..........niestety nie pasowało mi,że ma język na wierzchu i to na boku.Koza wylizała małego dokładniej i wtedy zauważyłam,że górna szczęka jest jakby przesunięta na bok,a dolna na drugi bok(tak krzyżowały się dziwnie po skosie).Jeszcze zęby u koźlaka,duże jak u dwutygodniowego.Miałam okazję boleśnie przekonać się jakie są ostre.
Zaczęłam masować koźlakowi pyszczek,może to jakiś chwilowy skurcz,paraliż?Znowu tel do weta.
No i niestety,okazało się,że to deformacja smutny
Koźlak dość duży,rozwinięty bardzo dobrze,poza tą zdeformowaną szczęką i językiem skierowanym na bok,nic dziwnego w nim nie było.Wszystko w normie.
Po krótkim czasie pojawił się drugi koźlak.Trochę mniejszy,też dobrze rozwinięty i ..........także ze zdeformowanymi szczękami tyle,że na odwrót niż ten pierwszy.
Łożysko wyszło dość szybko.
Koźlaki słabe jakieś,ten pierwszy za bardzo nie wrzeszczał,ale ten drugi miał tak donośny głos,że aż skóra się jeży na karku.
Próbowałam podstawić maluchy,żeby się napiły siary.Niestety,nie dały rady z powodu zdeformowanych szczęk,a zwłaszcza języków na boku.Poza tym widziałam,że jest problem z przełykaniem.
Beczały z głodu.Znowu tel do weta(niestety był nieosiągalny fizycznie,więc pozostał mi tylko kontakt tel).
Wet powiedział,że ta deformacja,to nie wygląda na chwilową,niemożliwe.
Nie wiedziałam co robić.W sumie mogłabym zacząć karmić maluchy strzykawką,ale..........wiadomo już było,że jak dorosną,będzie trzeba je ubić,bo tylko na "pieczeń" się nadawać będą.
No i wtedy niestety podjęłam najtrudniejszą decyzję o likwidacji koźlaków.
Doszłam do wniosku,że skoro jak dorosną i tak będzie trzeba je ubić,to bez sensu,żebym przyzwyczajała się do nich.No,a musiałabym karmić je strzykawką.Nawet to byłoby koszmarnie trudne z racji deformacji szczęk i przesuniętego na bok języka.
Podjęłam decyzję o skróceniu ich cierpienia.Nie mogłam pozwolić aby padły z głodu męcząc się.
Do dziś nie wiem,czy podjęłam słuszną decyzję.Myślę,że chyba najrozsądniejszą jaką można było w tej sytuacji podjąć.Jednak cały czas jakoś ciężko mi żyć ze świadomością,że "skazałam je na śmierć".

Co do przyczyny deformacji,nie jest znana.
Konsultowałam to z Natalią i kilkoma weterynarzami.
Wykluczam:choroby w moim stadzie,których objawem jest deformacja koźląt,nie ma też możliwości,że któreś z rodziców,czy dziadków było ze sobą w jakiś sposób spokrewnione.
Matka okaz zdrowia.W życiu biegunki nawet nie miała.Ojciec Reniu-zdrowy jak "byk".
Natalia pisała,że czasem zdarza się tak,że dana koza i kozioł jakoś "genetycznie"do siebie nie pasują,czyli tak jak u ludzi konflikt serologiczny.Zdarza się to bardzo rzadko,ale to możliwe.
Konsultując całą sytuację w wetami doszli do wniosku,że jedyna rada zacząć szczepienia stada.Chodzi tu o szczepionki uodparniające typu Covexin10 lub tp.Na razie weterynarze "szukają"jaka szczepionka będzie odpowiednia.Chociaż według mnie zbyt dużego "pola do popisu"nie ma,bo ile jest w Polsce szczepionek dla kóz? smutny
Sory za długaśny wywód .


  PRZEJDŹ NA FORUM