pastuch |
Lady, to jest rzeczywiście kłopot. 3, może 4 lata temu miałam bardzo niemiłą historię. Poszłam na łąkę po konie. Już przeszlismy do domu polowe drogi i nagle od strony ogrodu "coś" starsznie zaczęło wrzeszczeć, piszczeć. Dziwne to były dźwięki. Wcześniej takich nie słyszałam. Konie spłoszone wróciły na łąkę- ok, tam są bezpieczne. Pbiegłam zobaczyć co się dzieje: jakiś kundel podgryzał koźlątko sarny, które wbiło się własnie w oko siatki leśnej. Pies uciekł. Małe przerażóne- obejrzałam jak je wydostać. Pobiegłam po cęgi by druty poprzecinać. Przecięłam jakiś i zdążyłam odgiąć, by się nie pocharatało i błyskawicznie małe uciekło na tych 2ch zdrowych przodach, a tyły... Pewnie gdześ i tak padło, albo nocą było dorwane przez inne psy. W takich chwilach ogarnia mnie prawdziwa wściekłość, złośc na debili, którzy puszczają te swoje kundle. I na siebie samą, że w ogóle mam ogrodzenie. I tak źle i tak nie dobrze... Na siatkach leśnych mam taśmy, by były widoczne (sarny, konie), ale w tym miejscu akurat jej nie było. Pojechałam do Gminy, opowiedziałam, co się wydarzyło. Rada jaką usłyszałam: Pani wie, ze taka jest "tradycja" i nic się z tym nie da zrobić. Niech pani pochodzi po wsi i zapyta czyj to pies i niech go przywiążą. A nie mamy gminnego schroniska, trzeba by go złapać i oddać do miejskiego schroniska i może to pani zrobić ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() ![]() Masakra. 3 kózki znajomych dwie wsie dalej właśnie zagryzione zostały w biały dzień. Nasze mają pieska, który akurat się z nimi bawi. Przepraszam za wpis nie związany z tematem. Pojechałam, ale krew się w człowieku burzy. |